Czarostwo Kieleckie
Poniższe informacje można wykorzystać, również w publikacjach, pod warunkiem zamieszczenia następującej adnotacji o autorach: "Tomasz Rogaliński, Adam Zwierzyński "Badania etnograficzne w Górach Świętokrzyskich - 2009 r."
Jako uzupełnienie do poniższych informacji prosimy o zapoznanie się z opracowaniem Oskara Kolberga "Lud" w tomach odnoszących się do Kielecczyzny. Jak się okazuje wiele z nich jest nadal aktualnych! Oto krótka relacja z badań terenowych:
Namówiłem [Adama Zwierzyńskiego] na badania etnograficzne. konkretnie na poszukiwanie żyjących czarownic lub ich śladów. Nie współczesnych wicca, czy dziewczyn czujących więź z czarostwem lecz takich prawdziwych wiejskich. To co znaleźliśmy wprawiło nas w osłupienie. Nie tylko są, nie tylko sporo. Mają pełną świadomość, że to co robią jest sprzeczne z nauka kościoła (mówiły, że z tym sprawami do Tusienia [nazwisko miejscowego proboszcza] się nie chodzi [w znaczeniu, że nie spowiada się z tego, nie rozmawia z proboszczem]).
Owczarz wręcz mówił, że moc nabyta w drodze pewnych obrzędów - prób, nie pochodzi od Boga lecz od Szatana. I on część tych prób przeszedł. Niektóre wyczyny są tak znane, że jak spytaliśmy o pogląd na leczenie zwierząt weterynarza chcąc zachować obiektywność i zaprezentować zdanie wszystkich stron) to ten nas wyrzucił za drzwi. Potem przeprosił i powiedział, że jeśli mu damy na piśmie pytania i zdarzenia do skomentowania to to zrobi. […] Jedna z czarownic ma mi zdradzić zaklęcie, o ile dostarczę jej flaszkę specjalnego trunku, na który z kolei ja mam monopol.
Wpadłem na to gdy zorientowałem się, że opisywana przez Józefa Ozgę Michalskiego czarownica - Mazurka to w istocie moja sąsiadka. Spytałem kolegę, a on na to, że tak, i zna jeszcze parę. Z kolejnym kolegą poświęciliśmy trochę czasu (za mało niestety) spisując w zeszytach to co usłyszeliśmy. Kolejne spotkanie umówione. Inna rzecz, że odzew znaleźliśmy w czterech domach a sprawdziliśmy ze czterdzieści. Czasochłonne to. Ale fajne [:)] Inny trop to sprawdzenie (odszukanie) miejsca gdzie w Czarnocki znalazł w międzywojniu ślady współczesnych zabiegów magicznych - jakieś potrzaskane figurki (nie wiem z jakiego materiału). Potem w latach -70 znalazł je w tym samym miejscu Jerzy Fijałkowski. nie opisał tego. Wiem jednak, że przeprowadził w pobliskiej miejscowości wywiad z kobietą (mam nazwisko), która mówiła, że w młodości sama chodziła tam z innymi kobietami.
Właśnie w tej wsi redaktor pisma Radostowa zanotował zaklęcie, które mu przekazano, niestety nieznanego znaczenia. Znana jest treść. Za Nowakowskim wykorzystał je multiinstrumentalista Kiniorski. To zaklęcie to:
"Hasa Rapasa, Milaparila, Kominder, Kśminder, Kośminider, Hasarapasa, Milaparila."
Cytuję z pamięci. Stąd:
http://www.milaparila.pl/ (artykuły o Żeromskim, Ozdze Michalskim, Dębnie, Tarczku i Świętomarzy, Bielinach są moje.
Jedno z wtajemniczeń owczarzy (a było kilka) to wykopanie z grobu świeżo pochowanego Żyda. Na kirkut należało wejść przez ogrodzenie (nie przez bramę) i wynieść ciało przez ogrodzenie. Następnie należało wypruć mu żyły i zachować. Zwłoki z powrotem zanieść na cmentarz i pochować. Cała operacja była rodzajem inicjacji, pokazaniem odwagi. Na tym koniec roli inicjacyjnej. Jednak był dalszy ciąg - żyły suszono i wykorzystywano do przeróżnych magicznych celów. Zdradzono mi tylko jeden. Otóż robione świece z knotami z suszonych żył. Złodzieje po zakradzeniu się nocą do domu zapalali je by domownicy spali tak długo jak się świeca paliła. W tym czasie okradali śpiących. Mój informator powiedział, że moc uzyskiwana w drodze kolejnych wtajemniczeń - inicjacji pochodziła nie od Boga a od Szatana. Potwierdzała to jego żona obecna przy rozmowie. Informator był nieczynnym już zawodowo owczarzem. Twierdził ponadto, że klany mające swoje, tego typu obyczaje, były trzy - oni czyli owczarze, kowale i wędrowni wiejscy muzykanci (nie umuzykalnieni wieśniacy grający przy różnych okazjach lecz wędrowcy - ludzie drogi). Twierdził, że dawniej owczarze także byli ludźmi drogi ponieważ wędrowali ze stadami aż nad Wisłę, i na wypasy pomiędzy różnymi dobrami w ramach majoratów (najczęściej należących co emerytowanych carskich oficerów).
Inna inicjacja, wcześniejsza niż cmentarna. Chyba pierwsza, decydująca w ogóle o wejściu do klanu. Należało pójść nocą (tu wątpliwość do ustalenia - o nowiu czy w pełni księżyca), na rozstajne drogi gdzie ustawiono krzyż. Drewniany. Dalej, ...- trzeba było go chwycić obejmując rękoma ale tak, by odwrócić się do góry nogami. Potem chwytając (obejmując) na przemian nogami i rękoma wspiąć się do góry nogami aż do poprzeczki krzyża i zawisnąć na niej na ugiętych w kolanach nogach. Dłońmi wyrwać minimum trzy kępy porastającego krzyż mchu (porosty? - wątpliwość TR). Zejść a kępy oddać starszemu. Na tym koniec inicjacji. Mech (porosty? - TR) wykorzystywano w klanie do zabiegów magicznych. Te nie są mi znane. Nie znam również zaklęć, które towarzyszyły w/w inicjacjom.
Tomasz Rogaliński, Adam Zwierzyński "Badania etnograficzne w Górach Świętokrzyskich - 2009 r.